(Za)dymiarze

W niedzielę, po trzech dniach wolnych w czasie muzułmańskiego Święta Ofiarowania, wróciliśmy na stanowisko Gebel Ragab. Odkryliśmy, że kilka zrzutów próbnych, które wykonaliśmy przed kilkoma dniami spowodowały obsunięcie się leżącej na stoku dolnej części instalacji i wygięcie jednego z łączników, na których jest zawieszona. Nasz inżynier Wojtek wraz z rajsem Ragabem przymocowali do skały dodatkowe dwie kotwy, które do końca sezonu zapewnią instalacji większą stabilność. Po wykonaniu tego zadania przystąpiliśmy do zaplanowanego wcześniej obniżania nachylenia instalacji dolnej, tak aby zsuwające się po niej kamienie nie blokowały się pośrodku „kubłów”.


Kilku egipskich chłopaków podkopało motykami zasyp na stoku wzdłuż stalowej rynny i „kubłów”, tworząc jakby drugie łożysko dla zsypu. Następnie za pomocą drągów i systemu podkopów (dolna instalacja waży kilka ton!) przesunęliśmy naszą „rurę” o pół metra w kierunku południowym, tj. na niżej położone miejsce. Podczas wykonywania tej operacji jeden z naszych najlepszych pracowników, niezastąpiony Hassuna, skaleczył się w nogę. Rana była dość poważna, więc koledzy musieli odwieźć go do szpitala. Takie małe wypadki zdarzają się niemal w każdym sezonie.


Gdy uporaliśmy się z wszystkimi zadaniami na dole, włączając w zakres prac przygotowawczych również „modernizację” zagrody, co raczej polegało na odjęciu kilku elementów zbytecznych i wzmocnieniu głównej bariery zbudowanej z pozostałych „kubłów” poprzez wypełnienie jej najcięższymi kamieniami, nadszedł czas regularnych zrzutów materiału z południowego usypiska na szczycie Gebel Ragab. Do końca dnia nie robiliśmy już nic innego.


Wydawało się, że szybko popadniemy w rutynę. Zsyp uruchomiliśmy na tyle sprawnie, że już trzeciego dnia pracy mogliśmy dokonywać zrzutów. Znów nad Deir el-Bahari unosiły się kłęby kurzu wyglądającego z daleka jak biały dym, które niezmiennie intrygują nielicznych we wrześniu turystów zwiedzających świątynię Hatszepsut. Takiego tempa nie mieliśmy nigdy wcześniej.


Czwarty i piaty dzień również miały wyglądać podobnie – napełniamy zagrodę do samego końca, a przed końcem tygodnia rozpoczynamy wywózkę ciężarówkami. Tymczasem pojawiła się usterka, która wymagała skomplikowanych napraw. Drugi „kubeł” licząc od góry, czyli ten najważniejszy, bo znajdujący się na najwyższej części instalacji wiszącej na skale i „przekierowujący” kamienie do pionowego zsypu, po kilku godzinach pracy został... przebity na wylot. Oczywiście natychmiast przerwaliśmy pracę i przystąpiliśmy do napraw. Pechowy „kubeł” został wzmocniony od środka dodatkową porcją stalowej blachy zawieszoną na niezależnych stalowych linach. W ten sposób uczyniliśmy ten newralgiczny element instalacji o wiele bardziej elastycznym.


Prawdę mówiąc, nie planowaliśmy żadnych zabezpieczeń w tym miejscu, gdyż zgodnie z naszymi obliczeniami kamieni na Gebal Ragab zostało już stosunkowo niewiele, a zatem instalacja powinna zakończyć pracę najdalej w pierwszych dniach listopada; wydawało się, że przez tak krótki czas obejdzie się bez specjalnych zabiegów. Cóż, przekonaliśmy się, że po czterech sezonach intensywnych zrzutów nasza instalacja jest już bardzo mocno wyeksploatowana. Pojawiające się teraz kłopoty techniczne nie wynikają z jakichś błędów montażowych, ale po prostu z tego, że materiał się zużył.


W dodatku okropny ponad 40-stopniowy upał robi swoje. Musieliśmy rozbudować nasze biuro polowe, aby chronić w cieniu wszystkie stalowe narzędzia. Nie dość, że nagrzewają się one błyskawicznie i boleśnie parzą, to jeszcze, jakby tego było mało, w ekstremalnie wysokiej temperaturze topią się gumowe opony taczek. Cóż, a my i tak robimy swoje.

Komentarze