Z planem w ręku...

Trzy następujące po sobie dość monotonne dni pracy – sobota, niedziela i poniedziałek – wiązały się z ciężką „walką” z resztką zasypu wypełniającego najdalszą część Niszy oraz przede wszystkim z odkopywaniem wierzchniej części tzw. Drogi, która od niej biegnie w kierunku południowym aż do tzw. Dolnego Dziedzińca i żlebu, w którym zamocowana jest stalowa rynna.


„Droga” jest bardzo stromo opadającą w dół głęboką szczeliną-rozpadliną skalną, która wygląda z daleka jak kanion. W planach Misji Skalnej jest całkowite oczyszczenie Drogi z pozostających w niej kamieni i gruzu, tak aby odsłonić jej dno – tam biorą początek dwa dreny odprowadzające wodę, które oznaczyliśmy numerami 5 i 6. Wszystkie te elementy topograficzne są zaznaczone na planie stanowiska archeologicznego (zobacz na bocznym pasku bloga).


Naprawione przez Waldka i Wojtka rynny i zsyp przez cały czas pracowały bez zarzutu. Od czasu do czasu czyniliśmy nieznaczne modyfikacje, które wynikały już nie tyle z usterek, ile po prostu były dostosowywaniem instalacji do zmieniającego się terenu. W miarę usuwania kamieni jego poziom znacząco się obniżył, toteż musieliśmy odczepić część beczek z rynny górnej i nieco ją obniżyć. Taka operacja wiązała się oczywiście z ponownym naprężaniem naciągów mocujących rynnę, czym zajmował się głównie rajs Ragab.


W tym samym czasie zaczęliśmy również coraz śmielej „atakować” szeroki redim ciągnący się wzdłuż zachodniej szczeliny tektonicznej prostopadle od Drogi do tzw. Małego Gebla (Klifu). Jest to właśnie największy „mur kamienny”, który z dołu, patrząc z poziomu świątyni królowej Hatszepsut, wygląda najgroźniej.


Jednak nie taki diabeł straszny...

Komentarze